Spojrzałem w okno i z nieukrywanym zadowoleniem stwierdziłem, że oto małymi kroczkami zbliża się jesień. Trudno tego nie zauważyć, zwłaszcza spoglądając przez okno przyozdobione nieruchomymi kroplami, tym bardziej, że w tle słychać przyjemny odgłos deszczu stukającego o parapet. To jest jesień jaką lubię... Meteorolodzy straszą, że we wrześniu ma się pojawić ponowna fala straszliwych upałów, ale staram się nie zważać na te meteorologiczne wróżby. Każdy chyba już zauważył, że świat nie jest już taki jak kiedyś. Zrównoważone niegdyś pory roku ustąpiły miejsca histerycznym porywom wiatrów, bezlitosnym falom upałów, niespodziewanym opadom śniegu, tudzież gwałtownym opadom obfitych deszczów. Takie dni jak dzisiejszy stają się czymś niezwykłym. Bo o ile zaledwie trzydzieści lat temu wiadomo było, że po lecie nastąpi jesień, a po niej przyjdzie zima, po której nastanie wiosna poprzedzona przedwiośniem, by znów ustąpić miejsca latu, o tyle dziś nic już nie jest oczywiste. Bo skoro zaskakujący jest deszcz jesienny i śnieg padający zimą, a bardziej naturalne stają się huragany, susze i powodzie to znaczy, że pewien porządek rzeczy dobiegł końca. Dlatego widząc taki spokojny jesienny deszcz za oknem, z nostalgią wspominam czasy kiedy w otaczającej nas naturze panował pewien ustalony przez siły przyrody porządek. W tej nostalgii jest też jakaś tęsknota za dawnymi czasami, w których ludzie mieli w sobie więcej kultury, życzliwości i uprzejmości. A ta refleksja pojawiła się w mojej głowie pod wpływem artykułu, który dziś przeczytałem. Było to podsumowanie sezonu wakacyjnego 2021. Okazuje się, że tak licznych jak w tym roku interwencji policji, która wzywana była w związku z zakłócaniem spokoju przez turystów wypoczywających w górach(!) jeszcze nie odnotowano. W górach?? Przecież w górach był zawsze spokój! To na mazurskich bądź nadmorskich plażach można było spotkać troglodytów, pragnących udowodnić światu, że to ich pępek jest najważniejszy na całym świecie. Zwłaszcza że ów pępek zazwyczaj znajdował się na wierzchołku obficie wybudowanego chmielem brzuszyska. A dzisiaj okazuje się, że brak kultury zaobserwować można już nawet w górach! I chociaż trudno w to uwierzyć, to świat faktycznie stacza się na dno, a pojęcie kultury osobistej przeszło już do lamusa. Coś, co kiedyś było incydentalne, dziś stało się normą. Dziwne to czasy. Tak jakby anomalie pogodowe odzwierciedlały stany umysłów współczesnej ludzkości. I do tego jeszcze covid-19. On też coś chce przekazać człowieczeństwu. Tylko czy człowieczeństwo potrafi to "coś" wyczytać? Czy jest otwarte na ów covidowy przekaz? Obawiam się, że nie. Ale nie zamierzam tej zagadki rozwiązywać i nie będę szukał odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Wolę delektować się odgłosem deszczu i widokiem kropel leniwie spływających po szybach moich okien. Taki zwykły dzień, a tyle w nim niezwykłości. W taki jesienny dzień nawet kawa inaczej smakuje. Stała się bardziej wysublimowana. A może to moje kubki smakowe odżyły w tej jesiennej, długo wyczekiwanej aurze...
No właśnie, w samo sedno.
OdpowiedzUsuń