23 kwietnia 2021

Magiczna liryczność fortepianu, czyli...

HANIA RANI

Live from Studio S2

 

Tym razem recenzja trochę nietypowa, bo jest to recenzja koncertu, który zupełnie przypadkiem znalazłem w serwisie YouTube. A wszystko za sprawą Petera Gabriela. Obejrzałem fragment koncertu Groving Up Live, a dokładniej moje ulubione Red Rain i Solsbury Hill i postanowiłem znaleźć coś na temat pianistki, która w tym niezwykłym spektaklu Petera Gabriela, zagrała na instrumentach klawiszowych. Pozostałych muzyków już wytropiłem, niektórych znałem od dawna, z genialnym basistą Tony Levinem na czele. Pozostało mi znaleźć informacje na temat Rachel Z. No i znalazłem. Okazało się, że jest to wybitna pianistka jazzowa. Ale o jej twórczości może przy innej okazji. Idąc tropem Rachel Z, wyszukiwarka YouTube nakierowała mnie na polską pianistkę Hanię Rani. Zaintrygował mnie monochromatyczny obraz i skromna, wręcz surowa scenografia. Żadnych świateł, kolorów. Po prostu studio w którym rozstawiono pianino, fortepian i elektroniczne instrumenty klawiszowe za którymi zasiadła młoda, niepozorna kobietka. Przyznaję, że dobór i ustawienie instrumentów zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Czem prędzej kliknąłem w youtube'ową ikonkę z trójkątem stając się tym samym uczestnikiem tego niesamowitego przedstawienia. Zaczęło się. Bohaterka spektaklu zajęła wygodnie miejsce przy pianinie, które jest kompletnie odsłonięte. Widzimy mechanizm dolnotłumikowy przy którym Hania chyba coś "majstruje". Nie, jednak nie majstruje. Kamerzysta robi zbliżenie i widzimy, że pianistka jedną dłonią tłumi struny, drugą natomiast gra pierwsze akordy, a raczej rytmiczne dźwięki. Zaczyna od d powoli wzbogacając go o kolejne składniki akordu. I już po chwili płynie muzyka opowiadana egzotyczną skalą. Już wiem, że nie będzie to banalny koncert. Autorka zabiera słuchacza w świat niespokojnych akordów i intrygujących linii melodycznych. Powoli buduje napięcie i sprawia, że zatapiamy się w tej muzyce, że już właściwie w drugiej minucie i trzydziestej dziewiątej sekundzie, gdy sprytnie "przesiada się" na fortepian, jesteśmy wchłonięci. Piszę "my", ponieważ widząc liczbę wyświetleń, jestem przekonany, że nie tylko ja po ten koncert sięgnąłem. I nagle cisza.
Pianistka sięga po mikrofon i przedstawia się. opowiada o tym, że właśnie jesteśmy z nią w studio S2 polskiego radia. Jeszcze kilka słów wyjaśnień i już zaczyna się kolejny utwór. Tym razem syntezator, a za chwilę ponownie dźwięki otwartego pianina. Jest klimat, jest tajemniczo i jest lirycznie. Można się w tym rozpłynąć i można się w tym zapomnieć. I jest też kamień, niewielki, ale wystarczający by utrzymywać dźwięk cis na klawiaturze syntezatora. To też jest swego rodzaju smaczek.  Piętnasta minuta koncertu, leniwe akordy pianina i pojawia się głos. Hania zaczyna śpiewać. Ma przyjemną barwę głosu. Melodia jest liryczna, zapada głęboko, podbijana pięknymi akordami fortepianu. Zresztą trudno tu mówić o akordach jako takich. To są rozbiegane, żywe dźwięki, piękne arpeggia, ozdobniki i cała gama środków artykulacyjnych stanowiących ucztę dla zmysłu słuchu. Wokal Hani niewątpliwie jest doskonałym dopełnieniem całości, tym bardziej, że równocześnie słyszymy piękne
dźwięki fortepianu i pianina na przemian i widzimy z jaką lekkością dłonie artystki wręcz pływają po klawiaturze.  I nagle cisza. Hania uśmiecha się, z ruchu jej ust czytamy "Thank You" i za chwilę pojawia się ekran końcowy, a czarna plansza z białym logo Gondwana Records sprowadza słuchacza na ziemię. Koncert nie jest długi, trwa zaledwie 25 minut. Piszę zaledwie, bowiem pozostawia uczucie niedosytu. Gdy dobiega końca, mam takie wewnętrzne '"to już koniec?!" . Ale to jest dobre uczucie. Bo czasem mniej, znaczy więcej. Muzyka Hani zapada w pamięci. Jej kompozycje mają w sobie jakiś magnetyzm, coś co jest zupełnie inne od krzykliwej papki, jakiej w obecnym świecie nie brakuje. Z Hanią Rani przenosimy się do magicznego świata lirycznych fortepianowych dźwięków. Gorąco ten koncert polecam.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz