10 maja 2021

Hard Rock Cafe

Czytałem o tym w muzycznych czasopismach. Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić jak to jest, wejść do restauracji, w której na ścianach wiszą repliki najważniejszych gitar, które swoją muzyczną zgłoskę trwale odcisnęły w historii muzyki rockowej. Próbowałem sobie wyobrazić klimat tych restauracji. Pamiętam rozmowy, które prowadziłem z młodzieńcami podobnymi do mnie, dla których świat gitar i rocka był właściwie całym światem. Pamiętam też jak byliśmy podekscytowani faktem, że gdzieś na świecie są takie miejsca, których nazwa brzmiała jak magiczne zaklęcie otwierające wrota percepcji pozazmysłowej. No dobrze, może z tymi wrotami przesadziłem, ale celowo pozwoliłem sobie na cytat z Jima Morrisona, by nieco ubarwić tę moją opowiastkę. Wspominam oczywiście epokę, w której wszystko co wyznaczało muzyczne trendy znajdowało się za żelazną kurtyną. Wprawdzie, były to już początki końca i niebawem miał runąć berliński mur, ale wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy. Czasopisma takie jak Magazyn Muzyczny przybliżały magiczny świat muzyki zachodu, na bazarach można było kupić winylowe albumy przywożone z wielkiego świata, roiło się również od pirackich kaset, które stanowiły furtkę do poznawania szeroko pojętej muzyki rockowej. Do dziś pamiętam nawet nazwę jednej z tych pirackich wytwórni. Firma Elbo wyróżniała się ogromnym asortymentem. I chociaż to zjawisko nie było zjawiskiem dobrym, bo było to pospolite piractwo, to niestety w ciągle jeszcze komunistycznej Polsce, dla wielu młodych ludzi było takim "fotoplastikonem", przez który można było poznawać klasykę rocka. Yes, Pink Floyd, Rush, Kansas, Genesis, Deep Purple, Led Zeppelin, The Doors, Jimi Hendrix i wiele wiele innych znakomitości, które ciągle były poza oficjalnym zasięgiem. Program 2 i 3 polskiego radia też próbowały otworzyć ucho polskiego słuchacza na Wielki Świat muzyki, prezentując w audycjach radiowych całe albumy. Dziś jest nie do pomyślenia, ale w tamtym czasie pojęcie praw autorskich mówiąc oględnie, chyba miało nieco inny wymiar. I w takich właśnie muzycznych realiach przeczytałem, że gdzieś na świecie istnieje coś takiego jak Hard Rock Cafe. Gdy po wielu latach, przyjechałem do Warszawy i zobaczyłem tę charakterystyczną gitarę z magicznym napisem, poczułem dreszczyk emocji. Obudził się we mnie ten długowłosy nastolatek, znający Fendera Stratocastera jedynie z czasopism i teledysków. Oczywiście nie odmówiłem sobie tej frajdy. Widząc tę olbrzymią gitarę  musiałem poznać na własnej skórze jak to jest.  Przy najbliższej okazji udałem się do Hard Rock Cafe. Gdy wszedłem do środka od razu spodobało mi się to co zobaczyłem. Na każdym kroku odczuwalny jest duch rocka. Ściany ozdobione są replikami gitar i charakterystycznych strojów gigantów rocka, a w tle leci odpowiednia dla tego miejsca muzyka. Są też ekrany na których wyświetlane są koncerty, bądź teledyski rockowych gigantów. I trzeba przyznać, że dobór muzyki jest na tyle szeroki, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Bo można usłyszeć i Nirvanę i Van Halen, i Judas Priest, i U2, czy chociażby nieśmiertelne Kiss. Dla każdego coś dobrego. Klimat restauracji spodobał mi się i muszę przyznać, że w pełni sprostał moim młodzieńczym wyobrażeniom. A myślę, że nawet zdecydowanie je przyćmił, bo w moich wyobrażeniach nie wyglądało to tak imponująco. Dlatego, gdy tylko mam okazję być w jakimś mieście, w którym Hard Rock Cafe ma swoją filię, obowiązkowo tam zaglądam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz