Rozdziobią nas kruki i wrony pisał Żeromski i szczerze mówiąc, gdy usiadłem do tej fotografii szczęśliwy, że udało mi się uchwycić taki niezwykły moment, doszedłem do wniosku że jest tu jakiś dramatyzm i tytuł Żeromskiego może okazać się całkiem adekwatny. Ale najlepiej będzie jeśli zacznę od początku. To był czerwcowy, słoneczny dzień i nic nie zapowiadało tego co niebawem miało się wydarzyć. Stałem w pobliżu jednej z kilku fontann rozmieszczonych wokół pałacu Kultury w Warszawie. Patrzyłem na majestatyczny budynek, który ma tylu zwolenników co i przeciwników i zastanawiałem się, jak zwykle przy tej okazji, komu on przeszkadza? Wiadomo, geneza powstania tego monumentu jest przepełniona goryczą i budzi mieszane uczucia. Ale z drugiej strony od lat pałac kultury stał się swego rodzaju symbolem Warszawy. A tu co rusz pojawiają się głosy by go zburzyć. Tylko po co? Usunąć pałac i postawić na jego miejscu kolejne, tym razem nie złote a na przykład platynowe tarasy?
A może kilka strzelistych biurowców, których w centrum jest coraz więcej? Ja nie jestem zwolennikiem tych pomysłów. Z przyjemnością wjechałem na tarasy widokowe reliktu minionej epoki i podziwiałem industrialną panoramę stolicy. I tak rozmyślając nad pałacokulturowymi absurdami przyglądałem się wronom, które sprytnie korzystały z dobrodziejstw fontanny. Czytałem, że są pomysłowe a teraz miałem okazję się o tym przekonać. W pewnym momencie jedna z nich stanęła na samym czubku fontanny i w teatralnym geście rozłożyła skrzydła tak jakby chciała wykrzyczeć: "pałacokulturowym antagonistom mówimy stanowcze Nie! Precz, nim rozdziobią was kruki i wrony!". Oczywiście nie słyszałem czy cokolwiek zostało tam wykrzyczane, ale... któż to wie. Po chwili rozłożyła skrzydła i poderwała się do lotu.
W domu obrabiając tę fotografię pomyślałem, że znów szczęśliwy przypadek i aparat w pogotowiu sprawiły, że udało mi się uchwycić coś niezwykłego. I że stojąc tam, przy Pałacu Kultury, nie spodziewałem się, że taka fotografia mi się przydarzy. A potem z przyjemnością spojrzałem na industrialną panoramę Warszawy, którą udało mi się sfotografować z pałacokulturowego tarasu. Ale to już temat na osobną opowiastkę.

W domu obrabiając tę fotografię pomyślałem, że znów szczęśliwy przypadek i aparat w pogotowiu sprawiły, że udało mi się uchwycić coś niezwykłego. I że stojąc tam, przy Pałacu Kultury, nie spodziewałem się, że taka fotografia mi się przydarzy. A potem z przyjemnością spojrzałem na industrialną panoramę Warszawy, którą udało mi się sfotografować z pałacokulturowego tarasu. Ale to już temat na osobną opowiastkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz