Przybysz z kosmosu
To był jeden z tych spacerów fotograficznych, podczas których idziesz, idziesz, idziesz i nie widzisz nic interesującego. Rozglądałem się dookoła, próbowałem znaleźć jakiś temat. Może obrazek pejzażowy? Nie? To może jakieś ptaki? Też nic? To może chociaż jakiś kawałek sarny między drzewami! Ale jak na złość leśny zwierzyniec pochował się skutecznie. Nie było kompletnie nic. Nic interesującego. To znaczy było, ale ja nie potrafiłem tego zauważyć. Tak więc szukałem bez skutku. Pogoda wtedy była nie do końca fotograficzna, więc zrezygnowany udałem się w drogę powrotną. Zatrzymałem się na chwilę, by wyjąć z plecaka termos z gorącą herbatą. Spojrzałem na asfalt i...szybko sięgnąłem po aparat. To na pewno kosmita! - pomyślałem z zadowoleniem naciskając spust migawki. Uwieczniłem to nieoczekiwane spotkanie na, chciałoby się powiedzieć, kliszy fotograficznej, ale niestety to nie ta epoka, zatem uwieczniłem to na karcie pamięci aparatu i uznałem, że wyprawa fotograficzna była jednak udana. Tak, wiem, to żaden kosmita. To (nie)zwykły robal, który prawdopodobnie przeistoczył się w końcu w motyla albo inne latające stworzenie. Po powrocie do domu, gdy wziąłem się do pracy w cyfrowej ciemni, pomyślałem sobie, że nie trzeba szukać tematu na fotografię. Wystarczy po prostu trzymać aparat w pogotowiu. Bo nawet jeżeli dookoła nie ma malowniczego pejzażu, a ptactwo jak na złość siedzi cichutko pochowane w gęstwinie drzew, wystarczy w odpowiednim momencie spojrzeć pod nogi, a wtedy przy odrobinie szczęścia zauważymy jak spod liści wyłania się zielonkawa świecąca postać tajemniczego przybysza z kosmosu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz