07 kwietnia 2021

Kambek po latach czyli...

 PRZE/KRÓJ 

w nowej odsłonie 

 
 
Zastanawiałem się od czego zacząć kącik z recenzjami. Czy ma to być jakiś winylowy smakołyk, czy książka, film a może komiks? I wtedy spojrzałem na łózko gdzie spokojnie spoczywał najnowszy numer kwartalnika PrzeKrój. I już wiedziałem już o czym będę pisał. Wprawdzie Przekrój pojawił się już parę lat temu, ale parę lat temu próbowałem swoich sił prowadząc blog refleksyjno fotograficzny i nie było tam miejsca na recenzje. Dziś takowe miejsce stworzyłem i mogę kilka słów o tym jakże zacnym rarytasie napisać...
Ale zacznijmy od początku. Przekrój pamiętam jeszcze z lat swojej młodości, kiedy to w szkolnej bibliotece wyróżniał się specyficzną szatą graficzną, długimi artykułami, charakterystycznymi ilustracjami, rysunkami, fotografiami. Wszystko to składało się na niepowtarzalny charakter tego pisma. Wprawdzie w tamtym okresie chętniej czytywałem Magazyn Muzyczny, (schyłek lat osiemdziesiątych i początek 90-tych). Z czasem mój głód prasy zmienił nieco swoje oblicze. Zacząłem poszukiwać czegoś co wiązałoby się z szeroko pojętą kulturą. Magazyn Muzyczny był świetnym magazynem, ale ukierunkowany był zgodnie ze swoją nazwą w stronę muzyki rockowej i nie tylko.  Jego godnym następcą był Tylko Rock. Potem pojawiły się takie wydawnictwa jak Gitarzysta, czy Top Guitar. Tak, to coś z mojej dziedziny. Aż w końcu nastąpił u mnie przesyt muzyczną tematyką. No i wtedy na półce z prasą moją uwagę  przykuł pierwszy numer Przekroju.  Trudno było go nie zauważyć. Duży format, charakterystyczna kolorystyka, odbiegająca od wszystkiego co współczesne szata graficzna i ten niesamowity, kolorowy napis: "PRZEKRÓJ". Gdy wziąłem w ręce pachnący drukarnią egzemplarz, poczułem niezwykle przyjemną szorstkość papieru. Prawdziwego papieru, jakże innego niż te wszystkie kolorowe pisemka, wydawane na papierze kredowym. Szybko udałem się do domu by oddać się lekturze. I jedyne słowo jakie przyszło mi wtedy do głowy, to MAGIA. I od tamtej pory obcuję z tą magią do dziś. Za każdym razem te same emocje. A nie ukrywam, jest ku temu powód, bowiem współczesny, reaktywowany PRZEKRÓJ nawiązuje do najlepszej swojej tradycji. Do czasów krakowskich (u schyłku swego istnienia był przeniesiony do Warszawy i jak głosi legenda, nie był to dobry pomysł, bo zmiana ta silnie wpłynęła na jakość i charakter pisma). 
Co mnie w Przekroju zachwyca? Tak naprawdę wszystko. Ale może zacznę od początku i spróbuję to jakoś usystematyzować.
Przede wszystkim warto tu wspomnieć, że reaktywowany przekrój jest kwartalnikiem. Jego objętość znacznie się zwiększyła. Jest zatem obficie wypełniony felietonami, recenzjami, artykułami i jest tego naprawdę dużo. Zatem kwartalnik może stanowić smakowity dodatek do porannego espresso, czy popołudniowej herbaty i z powodzeniem zapewni lekturę na wiele wieczorów. No, chyba, że ktoś zdecyduje się go przeczytać od deski do deski w ciągu dwóch, czy trzech dni :) Ja wolę dozować go sobie małymi kęsami, tak by towarzyszył mi do pojawienia się kolejnego numeru. Zresztą lubię go nie tylko czytać, ale tak po prostu przeglądać, bowiem szata graficzna nieustannie zachwyca i za każdym razem znajduję coś nowego. Nie ma tu miejsca na komercyjną papkę, pozbawione wyrazu kolorowe i tandetne fotografie czy ilustracje żywcem wyjęte z zachodniej prasy pozbawionej charakteru i głębi. W Przekroju czas się zatrzymał, a współczesne trendy nie odcisnęły na nim swego plugawego piętna. Zresztą wystarczy wziąć dowolny numer w ręce by poczuć ten niepowtarzalny klimat.
 

1 komentarz: