PRZE/KRÓJ
w nowej odsłonie
Zastanawiałem
się od czego zacząć kącik z recenzjami. Czy ma to być jakiś winylowy
smakołyk, czy książka, film a może komiks? I wtedy spojrzałem na łózko
gdzie spokojnie spoczywał najnowszy numer kwartalnika PrzeKrój. I już
wiedziałem już o czym będę pisał. Wprawdzie Przekrój pojawił się już
parę lat temu, ale parę lat temu próbowałem swoich sił prowadząc blog
refleksyjno fotograficzny i nie było tam miejsca na recenzje. Dziś
takowe miejsce stworzyłem i mogę kilka słów o tym jakże zacnym rarytasie
napisać...
Ale
zacznijmy od początku. Przekrój pamiętam jeszcze z lat swojej młodości,
kiedy to w szkolnej bibliotece wyróżniał się specyficzną szatą
graficzną, długimi artykułami, charakterystycznymi ilustracjami,
rysunkami, fotografiami. Wszystko to składało się na niepowtarzalny
charakter tego pisma. Wprawdzie w tamtym okresie chętniej czytywałem
Magazyn Muzyczny, (schyłek lat osiemdziesiątych i początek 90-tych). Z
czasem mój głód prasy zmienił nieco swoje oblicze. Zacząłem poszukiwać
czegoś co wiązałoby się z szeroko pojętą kulturą. Magazyn Muzyczny był
świetnym magazynem, ale ukierunkowany był zgodnie ze swoją nazwą w
stronę muzyki rockowej i nie tylko. Jego godnym następcą był Tylko
Rock. Potem pojawiły się takie wydawnictwa jak Gitarzysta, czy Top
Guitar. Tak, to coś z mojej dziedziny. Aż w końcu nastąpił u mnie
przesyt muzyczną tematyką. No i wtedy na półce z prasą moją uwagę przykuł
pierwszy numer Przekroju. Trudno było go nie zauważyć. Duży format,
charakterystyczna kolorystyka, odbiegająca od wszystkiego co współczesne
szata graficzna i ten niesamowity, kolorowy napis: "PRZEKRÓJ". Gdy
wziąłem w ręce pachnący drukarnią egzemplarz, poczułem niezwykle
przyjemną szorstkość papieru. Prawdziwego papieru, jakże innego niż te
wszystkie kolorowe pisemka, wydawane na papierze kredowym. Szybko udałem
się do domu by oddać się lekturze. I jedyne słowo jakie przyszło
mi wtedy do głowy, to MAGIA. I od tamtej pory obcuję z tą magią do dziś.
Za każdym razem te same emocje. A nie ukrywam, jest ku temu powód,
bowiem współczesny, reaktywowany PRZEKRÓJ nawiązuje do najlepszej swojej
tradycji. Do czasów krakowskich (u schyłku swego istnienia był
przeniesiony do Warszawy i jak głosi legenda, nie był to dobry pomysł,
bo zmiana ta silnie wpłynęła na jakość i charakter pisma).
Co mnie w Przekroju zachwyca? Tak naprawdę wszystko. Ale może zacznę od początku i spróbuję to jakoś usystematyzować.
Przede
wszystkim warto tu wspomnieć, że reaktywowany przekrój jest
kwartalnikiem. Jego objętość znacznie się zwiększyła. Jest zatem obficie
wypełniony felietonami, recenzjami, artykułami i jest tego naprawdę
dużo. Zatem kwartalnik może stanowić smakowity dodatek do porannego
espresso, czy popołudniowej herbaty i z powodzeniem zapewni lekturę na
wiele wieczorów. No, chyba, że ktoś zdecyduje się go przeczytać od deski
do deski w ciągu dwóch, czy trzech dni :) Ja wolę dozować go sobie
małymi kęsami, tak by towarzyszył mi do pojawienia się kolejnego numeru.
Zresztą lubię go nie tylko czytać, ale tak po prostu przeglądać, bowiem
szata graficzna nieustannie zachwyca i za każdym razem znajduję coś
nowego. Nie ma tu miejsca na komercyjną papkę, pozbawione wyrazu
kolorowe i tandetne fotografie czy ilustracje żywcem wyjęte z zachodniej
prasy pozbawionej charakteru i głębi. W Przekroju czas się zatrzymał, a
współczesne trendy nie odcisnęły na nim swego plugawego piętna. Zresztą
wystarczy wziąć dowolny numer w ręce by poczuć ten niepowtarzalny
klimat.
Chyba mnie zachęciłeś tą recenzją :)
OdpowiedzUsuń